Ważne strony
Treść strony - maj
Agnieszka i Nina Jabłońskie nagrodzone w konkursie literackim
Teksty naszych mieszkanek zachwyciły jury XXI Gminnego Konkursu Literackiego im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego „Rzeczy Niepokój” z okazji 100-lecia urodzin.
W otwartym konkursie zorganizowanym przez ZS Czernikowo- SP im. K. K. Baczyńskiego w Czernikowie we współpracy z Urzędem Gminy i Stowarzyszeniem „Czyż-nie” w kat. dorośli Agnieszka Jabłońska zdobyła Nagrodę Główną za prozę oraz Nagrodę za poezję, zaś córka poetki Nina Jabłońska Nagrodę Wyróżnienie za prozę w kat. młodzież. Poniżej przedstawiamy nagrodzone teksty, które zostaną umieszczone w publikacji Rzeczy Niepokój. Zachęcamy do lektury. Wiersze zachwycają przepięknymi metaforami. Część z tych tekstów porusza tematykę związaną z wojną, z uchodźcami z Ukrainy.
Agnieszka Jabłońska
Wędkowanie
tak pięknie mi ufasz
ja – wierzę
wypłyniemy
patrzeć jak cisza skrapla się
odmierzając czas
będziemy otwierać
szuflady sekretarzyków
skrzypiące z bólu
wystawimy wędki słów
by rozedrgane spławiki marzeń
ukoić wiatrem milczenia
tak trwając
popłyniemy
cichą rzeką zwierzeń
a trzepot naszych skrzydeł
nie zmąci lustra życia
Kaszuby
popatrz
kaszubskie jeziora przymykają błękitne oczy
przed rozlewającym się słońcem
sinusoidy pagórków wiodą
do otwartych leśnych bram
gdzie witają czarne oczy jagód
idź śmiało
do serca Kaszub bijącego dumnie
posłuchaj
opowieści polskich domów na Syberii sączących się dniem i nocą z pustych kominów
Polaków jadących z biletem do śmierci
w bydlęcych warunkach
czarnym pociągiem rozpaczy
w podziemnym bunkrze
poczujesz
jak w purpurze ognia
pręży się przerażające zło
rozszarpujące wybuchami ziemię
by grzebać żywych ludzi
popatrz
kaszubskie jeziora przymykają błękitne oczy
z bólu
Stara miłość
wraca zawsze sprężystym krokiem,
strzepując kurz złych wspomnień
z nadgryzionego przez czas płaszczyka
trzepocząc skrzydłami nieśmiałych nadziei
wnosi walizkę drżących snów ukradkowych spojrzeń
samotnych rozmyślań niespełnionych pocałunków
pod korą milczenia
tuli uśpione poczwarki pragnień
w zmarszczkach ukrywa wykroty marzeń
ofiarowuje ci bukiety czterolistnych słów
w rosochatych dłoniach niesie chleb codzienności
w dziupli serca przechowuje oddechy najgłębszych wzruszeń
W ogrodzie
złota róża
pnie się
po stopniach dni
na lawendowych latarniach
zawisają motyle
i barytony trzmieli
upał
obejmuje ciasno
aż brakuje tchu
w zapachu lawendy
unosi się złoty pył –
krzyk samotnej róży
Wiosna
blada jak upiór
w tym roku przyszła wiosna
splotła się z zimą w wojennym uścisku
zamknęła złote oczy marzeń
w brudnych łapach zgniatając ważki metafor
niechciana kochanka uzbrojona po zęby w śmierć
spopieliła źdźbła nadziei oparami strachu
ich agonii nie przerwały nawet łzy świata
skulonego w zapachu śmierci
zamknięci w sarkofagach dni
żyjemy
umierając
,,Najpiękniejsza twarz człowieka”
Jesteśmy chyba tuż za linią frontu… przypływają do nas pociągi z niedawnego życia, pełne ludzi, którzy wciąż oddychają tamtą rzeczywistością. Twardy peron… zimny dzień czy mroczna noc, megafon wciąż mechanicznym głosem ogłasza ich przybycie. Już ich rozpoznajemy: matki z kuframi, walizkami na kółkach, reklamówkami, torbami, wokół nich małe dzieci, które wyglądają, jakby dopiero wyszły z domu – a za nimi przecież kilka dni podróży i emocje, które sprawiają, że ich twarze i serca zastygły.
Kobiety stalowe, matki, samotne podróżniczki potrafiące płakać bez łez, kobiety niczego od nas nie przyjmujące, kobiety głodne, kobiety niosące w sercach tajemnice przeżyć…
Dzieci marzące o powrocie do domu, tęskniące do ojca, którego nie ma, który nie wiadomo, czy żyje. Grzeczne dzieci: częstując się, mówią dziękuję - jakby ta rzeczywistość cokolwiek znaczyła…
Zdrożeni, po wielu dniach niepewności… Matki w nocy nie śpiące, matki, których miłość do dzieci przewyższa każde cierpienie.
Dzieci w czapkach z pomponem, dziewczynka jedząca jabłuszko, dziewczynka z rozpuszczonymi włosami, dziewczynka z warkoczami, dziewczynka w kitkach, dziewczynka z papużką w plastikowym pudełku, schowanym w plecaku, dziewczynka z kotkiem, siostry z zabawnymi pieskami w transporterkach, dziewczynka w onucach - bez butów, dziewczynka o smutnych oczach, która ze stresu nie może jeść.
Poważny chłopiec 6-letni, 10-letni, dźwigający ciężkie torby i pilnujący młodszego rodzeństwa, chłopiec puszczający bańki mydlane, grający w warcaby, chłopiec z popękanymi ustami, chłopiec sparaliżowany strachem po trzech tygodniach spędzonych w schronie.
Kobiety dowiadujące się o śmierci mężów, braci, rodziców, kobiety poważne, kobiety strapione, twarde, karmiące niemowlęta, kąpiące się w toalecie dworcowej, kobiety, które boli głowa, żołądek, gardło, kobiety z długimi tipsami, kobiety z wachlarzem rzęs, kobiety zadbane, piękne, kobiety w spodniach, w dresach, w niewygodnych butach.
W poczekalni jest ciepło. Mimo to uchodźcy siadając nie rozpinają kurtek, nie zdejmują ich. Są mentalnie w stanie podróży. Chętnie piją gorącą kawę. Czasem są bardzo głodni, jedzą ofiarowaną im bułkę, ciepłą zupę. Większość jedzenie chowa na później. Nie są w stanie teraz nic przełknąć. Dzieci są bardzo poważne, często czekając na następny pociąg lub dalszy transport nie zdejmują czapek, przez dłuższą chwilę nie chcą nic, ani jeść, ani pić, ani bawić się. Dzieci nie odchodzą na krok od rodziców. Trzymają się blisko bagażu. Nie mogę patrzeć na ich stan napięcia, staram się podejść jak najbliżej, powiedzieć coś na pocieszenie, uśmiechnąć się, odgadnąć, czego potrzebują, sprawić, żeby poczuli ciepło mojego serca. Widząc to zaczynają tajać. Nie wiem, jak to się dzieje, ale jest taki moment, że bariera przestaje istnieć, otwierają się, nawet jeśli nie mówią nic, to powoli widać zmianę w ich zachowaniu. W kontaktach z dziećmi bardzo mi pomaga kolorowy lizak lub jajko z niespodzianką – te dwie rzeczy ofiarowane przez moją koleżankę z serca, a jedynie przekazane przeze mnie – niczym magiczna różdżka wywołują uśmiech, który zakwita mimo wewnętrznego smutku, który ich trapi. Kobiety z kolei czasem zwierzają się z bolesnych spraw, a czasem pragną się tylko przytulić na krótką chwilę słabości, podczas gdy ich łzy spływają bezgłośnie po kamiennej twarzy.
…Przybywając, zamieszkują w naszych sercach od pierwszego zamienionego słowa. Ich pożegnalne skinienia dłonią sprawiają, że choć znikają z poczekalni – zostają w nas. Czujemy, jak ich życie pulsuje w naszych dłoniach, powierzają je nam ufnie, przynosząc nam siebie stają się naszą najbliższą rodziną. Dla nich robimy wszystko, co możemy: rozwiązujemy problemy, wyrównujemy drogi, uprzedzamy fakty, myślimy wyprzedzając własne myśli, potwierdzamy, rezerwujemy, gwarantujemy, umawiamy ich, odprowadzamy, nosimy walizki, torby, kufry – wysyłamy do następnego portu, gdzie osiądą bezpiecznie.
Tylko tyle możemy im dać, choć chcielibyśmy dać więcej. Zatrzymać wojnę, dać bilet do niezbombardowanego domu. Zagwarantować spotkanie z ojcem, powrót do niedawnego życia.
Zasypiając – wiedzcie, że myślimy o Was, których już poznaliśmy.
Gdy wstajemy – idziemy znów do Was, których dziś poznamy.
Mierzenie się z przeżyciami uchodźców pokazuje najpiękniejszą twarz człowieka. Mam to szczęście, że widzę ją każdego dnia na twarzach ludzi, którzy starają się im pomóc.
Nina Jabłońska
Szkoła Podstawowa im. Jana Pawła II w Obrowie ( klasa 6).
,,Kronika myszki Piszki”
Witajcie, nazywam się myszka Piszka, od kiedy pamiętam mieszkam w zbudowanym w latach 1892-1893, murowanym dobrzejewickim kościele pw. Św. Wawrzyńca. Zapraszam.
13 marca 1901
Obudziły, mnie bardzo dziwne hałasy, a kiedy wystawiłam głowę z mojej mysiej norki, zobaczyłam, że kościół jest pełen ludzi, a na ołtarzu stoi Dziekan lipnowski oraz ks. Walerian Zgliszczyński, nasz drogi proboszcz. Po chwili okazało się, że na ołtarzu stoi także biskup płocki Jerzy Józef Szembek. Na marginesie powiem, że nie jestem jedyną myszką mieszkającą w kościele. Moja sąsiadka, Kiszka przybiegła do mnie i powiedziała, że budowa kościoła została właśnie zakończona, i biskup przyjechał, by ją konsekrować. Zdziwiło mnie to bardzo, ponieważ nasz kościół był budowany w latach 1892-1893, więc trochę późno został konsekrowany. Po chwili okazało się, że dostaliśmy z katedry włocławskiej wspaniały ołtarz główny, w stylu rokokowym z XVII w. A to dopiero mój pierwszy wpis w kronice.
18 grudnia 1949
Przepraszam za taki długi odstęp, ale musieliśmy ochłonąć po wojnie. Niestety wieża naszego kościoła nie przetrwała wojennej zawieruchy, ponieważ została zniszczona przez Niemców. Zostały nam po niej wspomnienia i jedno zdjęcie kościoła z wieżą dzwonniczą. Razem z Kiszką odliczamy dni do Bożego Narodzenia. Nasz proboszcz obwieścił, że w tym roku swoją obecnością zaszczyci nas biskup płocki. Razem z Kiszką ubrałyśmy choinki i posprzątałyśmy norki. Postanowiłam w przerwie sprzątania opowiedzieć wam o naszym kościele. Otóż w górnej części ołtarza głównego jest obraz Św. Wawrzyńca z końca XVII wieku. Z tego okresu mamy także dwa boczne ołtarze i wspaniałą chrzcielnicę. Monstrancja jest ze srebra, niestety nie wiadomo, z którego wieku pochodzi. Nasz wspaniały ksiądz proboszcz Walerian, podczas ogłoszeń parafialnych, odpowiadając na pytanie jednego z parafian dotyczące myszy mieszkających w kościele, powiedział, że my mu w ogóle nie przeszkadzamy, a on nas uwielbia. Dzięki temu, że ksiądz tak uważa, możemy z Kiszką mieszkać w spokoju.
24 grudnia 1949
Nareszcie Wigilia !
Obudził nas hałas, ale co tu się dziwić, przecież jest Wigilia. Nagle, poczułyśmy zapach sera, więc wystawiłyśmy pyszczki z norki, i zobaczyłyśmy, że to ksiądz Walerian, nasz ukochany proboszcz zostawił nam przed norką świeży serek. Bardzo chciałybyśmy mu podziękować, ale niestety on nas nie rozumie. Wiemy bardzo dobrze, że ksiądz proboszcz za nami przepada. Parafianie cały czas proponują księdzu wykurzenie gryzoni z kościoła, ale on cały czas odpowiada, że na pewno nigdy tego nie zrobi, ponieważ myszy są w tym kościele od kiedy on pamięta, więc po co pozbywać się stałych lokatorów.
9 kwietnia 1950
Znowu taki długi odstęp czasowy, ale gdzieś zapodziałam kronikę i dopiero ją znalazłam. Powiem wam, że w Sylwestra świetnie się bawiłam. Nareszcie nadeszła Wielkanoc. Cały dzień z Kiszką szukałyśmy pisanek, podobno o smaku serowym. Kiedy znalazłyśmy wszystkie ( a powiem, że było ich dużo, bo gdzieś ze 100), byłyśmy wykończone. Z niecierpliwością oczekiwałyśmy na coroczną pielgrzymkę do Świnic Warckich.
7 marca 1952
Nadszedł czas na pielgrzymkę do sanktuarium w Świnicach Warckich, w tym oto mieście urodziła się i wychowała się śp. Helena Kowalska, dzisiaj znana bardziej jako św. Faustyna. Ja z Kiszką co prawda nie mogłyśmy pojechać, ale wiedziałyśmy o tym, jak tam było pięknie, ponieważ ksiądz Walerian opowiadał o tym wszystkim podczas ogłoszeń parafialnych. Z tego, jak ksiądz opowiadał wywnioskowałyśmy z Kiszką, że rzeczywiście jest to naprawdę wyjątkowe miejsce. Następnego dnia usłyszałam dziwny hałas, a kiedy wyjrzałam na zewnątrz zobaczyłam kota, który biegał i skakał po ławkach, co chwilę którąś z nich przewracając.
9 marca 1952
Postanowiłam przemówić do rozsądku temu kotu. To przewracanie ławek bardzo mnie irytowało. Kiedy podeszłam, kot zatrzymał się i przypatrywał mi się uważnie. Ja w końcu pierwsza się odezwałam. Przedstawiłam się mówiąc, że mam na imię Piszka i mieszkam tu od dawna, oraz zapytałam, czemu przewraca ławki. Kot po chwili namysłu odpowiedział, że ma na imię Mruczek i jest nowym lokatorem i po prostu lubi skakać, dlatego tak się zachowuje. Postanowiłam spróbować zaprzyjaźnić się z kotem, a kiedy mu o tym powiedziałam - od razu się ucieszył i zaproponował, że opowie mi, jak się tu znalazł. Zgodziłam się i zaczęłam z nim rozmawiać. Powiedział, że błąkał się po Dobrzejewicach, bez skutku szukając domu lub miejsca, aby się zatrzymać. W końcu trafił do naszego kościoła i od razu się ucieszył sądząc, że jeśli będzie dobrym kotkiem, to może nikt go nie przegoni i pozwoli mu zostać. W tym momencie powiedziałam, że może tu zostać pod warunkiem, że nikogo nie będzie irytował i nie zaatakuje żadnej myszki. On odparł, że myszy nie są jego specjalnością żywieniową i je tylko ryby i wiewiórki. Zdziwiłam się, ponieważ koty zazwyczaj jedzą myszy, ale postanowiłam zrobić wyjątek i dalej z nim rozmawiać, oraz zostać jego przyjaciółką.
I tak oto kończę kronikę kościelną, ponieważ poznałam przyjaciela, z którym dobrze mi się rozmawia. I tak oto kończy się moja przygoda.
Myszka Piszka